W wyniku maratonu sprzątania powstaje góra śmieci. Na tym etapie niespodziewana wizyta eksperta od recyklingu pod postacią matki może wyrządzić więcej szkód niż trzęsienie ziemi.
Jedna z moich klientek, którą będę nazywać M., mieszkała z rodzicami i siostrą. Do domu, który zajmowali, przeprowadzili się 15 lat wcześniej, kiedy M. była jeszcze w szkole podstawowej. Nie tylko uwielbiała kupować ubrania, ale także zachowywała te, które miały dla niej wartość sentymentalną, takie jak mundurki szkolne i koszulki na specjalne okazje. Trzymała je w pudłach, które z kolei stawiała na podłodze, tak że nie widać było kawałka wolnej podłogi. Sortowała i porządkowała ubrania przez pięć godzin. Pod koniec dnia miała 15 worków z rzeczami do wyrzucenia, w tym osiem worków z ubraniami, 200 książek, maskotki i prace z zajęć plastycznych w szkole. Postawiłyśmy torby równiutko obok siebie na podłodze, którą wreszcie było widać, zaraz obok drzwi. Właśnie miałam jej wyjaśnić bardzo ważną zasadę.
„Jest jeden sekret dotyczący pozbycia się tych śmieci” – zaczęłam, a wtedy nagle otworzyły się drzwi i weszła matka, niosąc tacę z mrożoną herbatą. O nie – pomyślałam.
Jej matka postawiła tacę na stole. „Dziękuję, że pomaga pani mojej córce” – powiedziała i już miała wychodzić, kiedy jej wzrok padł na góry rzeczy przy drzwiach. „Zamierzasz to wyrzucić?” – zapytała, wskazując na różową matę do jogi leżącą na stosie rzeczy.
„Nie używałam jej od dwóch lat”.
„Naprawdę? Cóż, może ja z niej skorzystam”. Zaczęła szperać w torbach. „To też mi się przyda”. Wychodząc, zabrała ze sobą nie tylko matę do jogi, ale i trzy spódnice, dwie bluzy, dwa żakiety i trochę przyborów do pisania.
Kiedy znowu zapadła cisza, napiłam się herbaty i zapytałam M.: „Powiedz mi, jak często twoja matka ćwiczy jogę?”.
„Nigdy nie widziałam, żeby to robiła”.
Przed wejściem matki miałam właśnie zamiar powiedzieć: „Nie pozwól twojej rodzinie zobaczyć, co tu jest. Jeżeli to tylko możliwe, wynieś torby sama. Nie ma potrzeby, żeby rodzina wiedziała, co dokładnie wyrzucasz”.