Biorę się za sprzątanie, kiedy już w końcu zdam sobie sprawę, jak bardzo nieporządnie wygląda mój dom, ale ani się obejrzę, a znowu wszędzie panuje bałagan. Często słyszę taką skargę, a w działach z poradami można znaleźć następującą: „Nie sprzątaj od razu całego domu. W ten sposób nie utrzymasz porządku, a bałagan szybko powróci. Sprzątaj dom po trochu”. Na tę mantrę natknęłam się po raz pierwszy, kiedy miałam 5 lat. Byłam środkowym dzieckiem z trójki rodzeństwa i wychowano mnie w duchu swobody. Mama zajmowała się moją nowo narodzoną siostrą, a mój brat, który był ode mnie dwa lata starszy, był stale zajęty grami komputerowymi. Spędzałam zatem większość czasu pozostawiona sama sobie.
Z czasem moim ulubionym zajęciem stało się czytanie magazynów dla gospodyń domowych. Moja matka prenumerowała ESSE – magazyn, w którym pełno było artykułów na temat wystroju wnętrz, porad o tym, jak usprawnić prace domowe, oraz recenzji produktów. Kiedy tylko magazyn przychodził pocztą, przechwytywałam go ze skrzynki, jeszcze zanim moja matka zorientowała się, że dotarł, zdzierałam opakowanie i zagłębiałam się w jego treść. W drodze ze szkoły do domu lubiłam zatrzymywać się w księgarni i oglądać Orange Page, popularny japoński magazyn kulinarny. Nie byłam w stanie wszystkiego przeczytać, ale magazyny ze zdjęciami pysznych potraw, niezwykłych rad, jak wywabić plamy i oszczędzić pieniądze, były dla mnie równie fascynujące, jak przewodniki po grach dla mojego brata. Zaginałam róg strony, która przyciągnęła moją uwagę i marzyłam o wypróbowaniu porad.