Moja siostra, młodsza ode mnie o trzy lata, jest osobą cichą, nieco nieśmiałą i woli rysować czy czytać w samotności niż przebywać w towarzystwie innych ludzi. Bez wątpienia to ona ucierpiała najbardziej z powodu moich zapędów porządkowych. Kiedy byłam studentką, dalej koncentrowałam się na eliminowaniu rzeczy, jednak z niektórymi trudno mi było się rozstać, na przykład z koszulką, którą lubiłam, ale w której nie było mi do twarzy. Nie mogąc się z nią rozstać, przymierzałam ją bez końca przed lustrem, aby wreszcie dojść do wniosku, że nie pasuje do mnie. Jeżeli była prezentem od rodziców albo nieznoszona, myśl o wyrzuceniu jej wywoływała u mnie poczucie winy.
W takim momencie moja siostra okazywała się bardzo przydatna. Metoda „prezentu dla siostry” była idealnym sposobem na pozbycie się takich rzeczy. Kiedy używam słowa prezent, wcale nie mam na myśli prezentu zapakowanego w ozdobny papier. Brałam niechciany przedmiot i wkraczałam do pokoju siostry, która była w trakcie błogiej lektury. Wyrywałam jej z ręki książki i mówiłam:
„Chcesz tę koszulkę? Dam ci ją, jeśli chcesz”. Widząc dezorientację na jej twarzy, naciskałam mocniej: „Jest całkiem nowa i śliczna. Ale jeśli jej nie chcesz, będę musiała ją wyrzucić. To ci nie przeszkadza?”.
Moja biedna potulna siostra nie miała wyboru i mówiła: „No dobrze, wezmę ją”.
Działo się to tak często, że moja siostra, która rzadko chodziła na zakupy, miała przepełnioną szafę. Chociaż nosiła niektóre z ubrań, które jej podarowałam, wielu z nich nie założyła ani razu. Mimo to dalej dawałam jej „prezenty”. To były przecież ubrania dobrej jakości i, jak sądziłam, powinna się z nich cieszyć. Zdałam sobie sprawę ze swojego błędu dopiero, kiedy zaczęłam prowadzić działalność konsultantki i pracowałam z klientką, którą będę określać jako K…